Firmę rodzinną zaufanemu prezesowi powierzę
Wpis pochodzi z bloga pt. "Wspólny mianownik", który prowadziłem w latach 2011-2013 z Mateuszem Kowalewskim, przedsiębiorcą, prezesem Hortimex Plus.
Wojtku,
tym razem chciałbym zwrócić Twoją uwagę na nieco inny problem, z podwórka bliskich mi skądinąd firm rodzinnych. Spotykając bardziej lub mniej znajomych przedsiębiorców rodzinnych, nieraz miałem okazję usłyszeć – z pierwszej lub drugiej ręki – o niepowodzeniach we współpracy z zewnętrznym zarządem. Dlaczego tak się dzieje? Mam pewną teorię, zapewne nieco różniącą się od argumentacji zasłyszanej. Oto ona…
Chciałbym już odpocząć…
Wielu przedsiębiorców pragnie by ich firma stała się organizmem nie wymagającym stałej opieki. Organizacją zdolną do generowania dochodu bez aktywnego zaangażowania założyciela w jej bieżącą działalność. Przesłanki bywają różne: czasami jest to wiek właściciela, który chciałby już nieco zwolnić tempo i – mając „poustawianą” organizację – więcej korzystać z życia, więcej czasu poświęcić sobie i rodzinie. Innym razem może to być chęć zaangażowania się w inne wyzwanie, inne przedsięwzięcie. Powodów takich może być bardzo wiele.
Co w takiej sytuacji zazwyczaj robi przedsiębiorca?
Zaufanego dyrektora szukam
Zazwyczaj właściciele firm rodzinnych nie myślą o sprzedaży swego przedsięwzięcia. Wolą poszukać kogoś, kto będzie dla nich firmę prowadził. Zaryzykuję stwierdzenie, że często skłonni są za taką pracę sowicie zapłacić. Gdzie więc szukają takich „dyrektorów zarządzających”?
- Dzieci lub inni „naturalni sukcesorzy”. Jeśli w firmie rodzinnej pracuje rodzina biznesmena, szczególnie kolejne pokolenie i osiągnęło ono już wiek i kompetencje niezbędne do prowadzenia firmy, jest to najbardziej naturalny wybór i kolej rzeczy. Ale to nie jest przedmiotem rozważań w niniejszym artykule.
- Zaufani, sprawdzeni wieloletni pracownicy. W przypadku braku sukcesora z rodziny, jego niedostatecznych kwalifikacji lub młodego wieku, potencjalni zarządcy poszukiwani są wśród obecnej kadry w firmie. Wybór często pada na pracowników cieszących się dużym zaufaniem, lub takich, którzy są w firmie od lat, dobrze ją znają lub skrupulatnie wypełniają polecenia.
- Zarządcy „z rynku”. Gdy nie można skorzystać z wariantów pierwszego i drugiego, przedsiębiorcy poszukują kandydatów na zewnątrz. Zwykle nie mogą pozwolić sobie na znane nazwiska z pierwszych stron biznesowych gazet, poszukują ich więc zatem poprzez rekomendacje lub w inny sposób. A jak już ich znajdą, zaczynają się schody…
Potrzeba mi rzutkiego, przedsiębiorczego menedżera
Zatrudniając „dyrektora zarządzającego” i powierzając mu firmę, właściciel zazwyczaj spodziewa się:
– przedsiębiorcy, który poprowadzi firmę bez wskazówek, albo
– wykonawcy, który będzie prowadził firmę dokładnie tak, jak dotychczasowy szef.
Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku ryzyko niepowodzenia jest wysokie. Dlaczego?
Jeśli w pierwszym przypadku, dotychczasowy szef będzie „miał szczęście” trafić na przedsiębiorcę, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ów nowy będzie chciał działać, kierując się swoimi wyobrażeniami na temat firmy, jej funkcjonowania i przyszłości. Może to stać w kolizji z wyobrażeniem właściciela, który w reakcji może ingerować w działania zarządzającego, burząc jego plany oraz założenia. Konflikt murowany.
W przypadku drugim, gdy „uda się” znaleźć perfekcyjnego realizatora, może zdarzyć się tak, że właściciel będzie skazany na dalsze zaangażowanie w firmie, ponieważ nowy zarządzający będzie bał się podejmować decyzje, których wcześniej nie zaakceptuje właściciel, lub też będzie tak kurczowo trzymał się tego, co ów właściciel robił przedtem, że nie podejmie ryzyka jakiegokolwiek nieszablonowego działania, które jest podstawą sukcesów na rynku.
Oczywiście opisane wyżej przypadki nie wyczerpują katalogu możliwych, gdyż jest on tak nieograniczony, jak wypadkowa liczby firm, właścicieli, zarządzających i wielu innych czynników, w tym jednego ważnego.
Klucz do kasy, czyli kontrola
Wielu właścicieli firm rodzinnych żywi (uzasadnioną) obawę, że powierzenie firmy bez reszty zewnętrznemu zarządzającemu oznaczać może utratę kontroli nad firmą, a zatem ryzyko utraty jej samej (w wyniku upadku lub przejęcia przez zarządcę), bądź zysków przez nią generowanych. Obawa ta powoduje, że właściciel stara się ograniczać kompetencje zarządzającego, co z kolei powoduje frustrację u tego drugiego prowadząc do porażki.
Ciąg dalszy, przede wszystkim o tym, jak moim zdaniem zapobiegać wyżej wymienionym zagrożeniom, w następnym wpisie.
Pozdrawiam
Mateusz